Zdjęcie: Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu
Klamerki pani Gertrudy
(Historia jednego przedmiotu cz. 87)
Wspólnie z Elbląską Gazetą Internetową portEl.pl publikowaliśmy cykl artykułów pt. „Historia jednego przedmiotu”, prezentowaliśmy w nich nasze najciekawsze eksponaty i opisywaliśmy ich historię.
Dziś o klamerkach.
Pracownicy, którzy tworzyli nasze muzeum od podstaw, pozostawili po sobie ogromną ilość artykułów, rozpraw czy też pozycji książkowych oraz pomniejsze, choć niezwykle trwałe ślady. Jednym z nich jest dar pozostawiony przez muzealną etnograf Krystynę Laskowską w postaci zbioru przedwojennych klamerek do bielizny. Służyły one pani Gertrudzie Laskowskiej, która używała ich w Braniewie aż do lat 70.
Muzealne klamerki mają kształt sztabki wyciętej od dołu w formie trójkąta tworzącego zaczep. Na niektórych wcięcie posiada wyraźne zawężenie, które hamowało pranie przed spadaniem. W każdej klamerce wydrążono otwór do tego, by móc połączyć klamerki i przechowywać na drucie bądź sznurze. Cechą charakterystyczną są inskrypcje w formie litery „L” wskazujące właściciela.
Przez wieki spadające pranie było zmorą każdej pani domu. Z ogromnym zaangażowaniem tworzono więc liczne projekty klamerek. W latach 1852-87 amerykański urząd patentowy wydał aż 146 odrębnych patentów na spinacze do bielizny. Za protoplastę dzisiejszej sprężynowej klamerki uważa się niejakiego Davida M. Smitha, który w 1853 opatentował swój projekt. Inne projekty tej epoki, jak na przykład ulepszona klamerka Edmunda Krelwitza wykonana z jednego paska blachy w formie litery U, nie przetrwały próby czasu.
Germanie wiązali z wieszaniem prania dosyć zaskakujące wierzenia. W ich zwyczajach niedopuszczalne było, by pranie schło, kiedy przychodzą „te” dni. Zakaz ten obowiązywał w najbardziej magicznym okresie w roku, jakim jest „Rauhnacht, tj. dwanaście nocy od 25 grudnia (Boże Narodzenie) do 6 stycznia (Trzech Króli), z rzadka od 21 grudnia (św. Tomasza) do Nowego Roku.
Poganie bardzo dobrze orientowali się w zjawiskach astronomicznych i na przestrzeni wieków bez trudu mogli zauważyć, że czas trwania cyklów księżycowych różni się od czasu, którego potrzebuje słońce ażeby ’’przemierzyć’’ nieboskłon. Brakowało synchronizacji roku księżycowego i słonecznego, a różnica między nimi wynosiła właśnie dwanaście nocy i jedenaście dni. Chcąc pogodzić te dwa okresy, należało wykreślić te brakujące dni; zrobić tak, ażeby ich po prostu nie było. Czas zimowego przesilenia bez prądu, jak dzisiaj, był to czas najtrudniejszy w całym roku. Wszystko było ciemne i trochę przerażające, toteż właśnie te dni postanowiono po prostu wyrzucić z rocznego kalendarza. Rauchnacht, jest więc w wyobraźni ludowej, podsycanej magią tej pory, okresem wyjętym spoza czasu. Świat miał rządzić się wtedy odmiennymi prawami, a na ziemię przybywać miały istoty, które nie były jej codziennymi mieszkańcami. Przede wszystkim był to czas ciszy, wolny od głośniejszych prac – tkania, młócenia, prania czy przędzenia. Wyjątkowo ciekawym i mało spotykanym w innych kulturach był zakaz suszenia prania na lince, w szczególności prania białego i pościeli. Z całą pewnością i w Elblągu znano ów przesąd, bo w wielu niemieckich domach przestrzega się go do dzisiaj.
Uważano, że jeśli duchy, które wychodzą na ziemię w tym czasie, „zaplątają się” w czyjeś ubranie, będą przez cały kolejny rok śledzić właściciela przynosząc mu chorobę lub śmierć. Wywieszanie białej pościeli było jeszcze gorsze – był to wyjątkowo zły omen. Wierzono, że zjawy widząc ową płachtę, wezmą to za przygotowany całun i z pewnością śmierć zabierze jednego z domowników w nowym roku. Według mitologicznych opowieści był to czas, kiedy spodziewano się tak zwanego Wilde Jagd, czyli Dzikiego Łowu. W gonitwie udział brały zjawy w całym myśliwskim rynsztunku. Gnały one konno przez cały nieboskłon, główną rolę w wydarzeniu grał Wotan (Odyn), który przemierzał niebo na swoim ośmionogim koniu Sleipnirze. Wierzono, że jeśli ktoś zobaczy Dziki Łów, będzie to przepowiednia katastrofy, wojny, plagi a w najlepszym wypadku śmierci tego, który zjawisko ujrzał. Gdyby jakiś śmiertelnik przeciął trasę łowu, zostałby porwany do krainy śmierci. Z tej obawy zakazywano wywieszać prania, aby przypadkiem myśliwi się w nim nie zaplątali. Białe tekstylia mogły również przyciągać wojowników, którzy mogli rzucić się na wieszające pranie kobiety, oczywiście w niecnych celach.
Wioleta Rudzka, MAH