Zdjęcie: Dama z listem (fot. nadesłana)
Dama z listem
(Historia jednego przedmiotu cz. 94)
Wspólnie z Elbląską Gazetą Internetową portEl.pl publikowaliśmy cykl artykułów pt. „Historia jednego przedmiotu”, prezentowaliśmy w nich nasze najciekawsze eksponaty i opisywaliśmy ich historię.
Dziś o obrazie, który tworzy spuściznę po Adamie Chmielowskim.
„Dama z listem” to niewielki, lecz ciekawy obraz w spuściźnie Adama Chmielowskiego. Jest oczywiście niezwykle cenny, gdyż ocalały dorobek artystyczny Adama Chmielowskiego jest naprawdę niewielki. Już w 1888 roku porzucił on malarstwo uważając je za zajęcie pozbawione sensu, a burzliwe dzieje naszego kraju sprawiły, że spuścizna jego twórczości plastycznej nie przetrwała w całości.
Ten szkic olejny o wymiarach 28,5 na 21 cm powstał w 1870 roku, jeszcze w czasie studiów w Monachium. Widać w nim typową dla Chmielowskiego staranność w studiowaniu detalu – draperii, światła i koloru; jego kunszt i precyzję oraz wybitny talent zapowiadający wielkiego artystę. Obraz prawdopodobnie był szkicem do większej kompozycji, która być może nigdy nie powstała, bowiem krytyczny nadmiernie wobec siebie artysta, latami pracował nad swoimi dziełami i wielokrotnie ich nie kończył.
Wiotka kobieca postać przywodzi na myśl wieloletnią przyjaźń malarza z Heleną Modrzejewską, najwybitniejszą polską aktorką, w której w swoim czasie kochała się połowa europejskiej socjety. Gorliwi interpretatorzy malarstwa Chmielowskiego próbują nawet przekonywać, że obraz jest właśnie jej portretem, lecz niestety w czasie gdy go malował, o poznaniu Modrzejewskiej nawet nie mógł marzyć. Poznał ją kilka lat później, na balu znanego warszawskiego finansisty Jana Blocha, gdzie trafił za sprawą popularnego już Aleksandra Gierymskiego. Odtąd Chmielowski był ozdobą wtorkowych spotkań literackich u Heleny Modrzejewskiej. Tańczył, śpiewał i dyskutował, tylko do kobiet żywił „niezwykły szacunek” i nie pozwalał sobie na żadne nieprzyzwoite flirty ani romanse. Modrzejewską wielbił jak boginię, a ona sama opisała go jako człowieka „prawie bezcielesnego, oddychającego poezją, sztuką i miłością bliźniego, wzorem wszystkich chrześcijańskich cnót”.
Połączyła ich bolesna świadomość oddania sztuce, która, jak napisała Modrzejewska „nie daje szczęścia, bo się ciągle w niej czegoś szuka, czego się zwykle nie znajduje; nie daje wytchnienia, bo ciągle trzeba naprzód pędzić, aby nie zostać w tyle; rodzi ambicję, a ambicja pożera”. Dlatego też artysta często zwierzał się w listach ze swoich rozterek i to jej uzasadniał niedaleką decyzję porzucenia malarstwa: „Wiele myślałem, w życiu, kto to jest ta królowa sztuka i przyszedłem do przekonania, że jest to tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, a raczej straszliwe widomo, które nam rzeczywistego Boga zasłania. Sztuka to tylko wyraz i nic innego; dzieła tej tak zwanej sztuki są to zupełnie przyrodzone objawy naszej duszy, są to nasze własne dzieła i mówiąc po prostu, dobra jest rzecz, że je robimy, bo to naturalny sposób komunikacji i porozumienia się między nami. Ale jeżeli w tych dziełach kłaniamy się sobie, a oddajemy wszystko na ofiarę, to choć to się nazywa zwykle kultem dla sztuki, w istocie rzeczy jest tylko egoizmem zamaskowanym; ubóstwiać siebie samego, to przecież najgłupszy i najpodlejszy gatunek bałwochwalstwa”.
Wstąpił więc do Zakonu Jezuitów, co tak wyjaśniał Modrzejewskiej: „Wstąpiłem do zakonu, za kilka dni dostanę suknię jezuicką, tę sławną czarną sukienkę, pod którą tylu świętych zwyciężało świat i siebie, a tylu bohaterów krwią się oblało za Boga i wiarę. (…) Już nie mogłem dłużej znosić tego złego życia, którym nas świat karmi, nie mogłem już dłużej tego ciężkiego łańcucha nosić. Świat jak złodziej wydziera co dzień i w każdej godzinie wszystko dobre z serca, wykrada miłość dla ludzi, wykrada spokój i szczęście, kradnie nam Boga i niebo. Dla tego wszystkiego wstępuję do zakonu; jeżeli duszę bym stracił, cóż by mi zostało?”
Artystę, ozdobę warszawskich i krakowskich salonów, zastąpił Brat Albert oddając swe dalsze istnienie biednym i bezdomnym, dzieląc ich los i trudy życia.
„Dama z listem” jest własnością Zgromadzenia Braci Albertynów Posługujących Ubogim w Krakowie. Dzięki ich życzliwości do 7 listopada można zobaczyć ją w elbląskim muzeum na wystawie „OTO CZłOWIEK. Adam Chmielowski – Artysta Ducha”, do czego serdecznie zapraszamy.
Maria Kasprzycka, dyrektor MAH