Blog - Edukacja muzealna w Elblągu

Foremki do galaretek

Zdjęcie: Foremki do galaretek (fot. Paweł Wlizło)

Foremki do galaretek

(Historia jednego przedmiotu cz. 80)

Wspólnie z Elbląską Gazetą Internetową portEl.pl publikowaliśmy cykl artykułów pt. „Historia jednego przedmiotu”, prezentowaliśmy w nich nasze najciekawsze eksponaty i opisywaliśmy ich historię.

Dziś będzie kulinarnie. Na muzealnej wystawie „Świadectwa: Twarze historii – historia w Twarzach”, wśród kuchennych bibelotów, prezentowane są miedziane foremki do galaretek użyczone przez Helgę Marię Błeszyńską.

Proponujemy przyjrzeć się nieco zarówno eksponatom, jak i ich historii.

Deser z galaretki możemy dzisiaj zrobić dosłownie za złotówkę, a proces wykonania jest banalnie prosty. Tak przyrządzona galaretka nie stanowi już frykasu z wyższej półki i tak mało doceniana nie pojawia się w ciekawych, wymyślnych kształtach.

Jednakże dopiero w XIX wieku zaczęto produkować żelatynę na skalę przemysłową, a desery z niej stały się tanie i proste. Wcześniej, przez wiele stuleci od czasów średniowiecznych, przygotowywano ją naturalnie. Proces był bardzo pracochłonny, a przez to drogi. Polegał na ośmiogodzinnym gotowaniu skór, ścięgien, wiązadeł czy chrząstek zwierzęcych, następnie oczyszczaniu płynu, zabarwianiu i dodawaniu smaku.

Mniej więcej od XIV wieku pojawiają się regularne wzmianki o „gele”, czyli galarecie. Była to potrawa goszcząca na stołach królów, biskupów czy też bardzo wysoko postawionych notabli. Najbardziej „galaretowatym” państwem była, i najprawdopodobniej jest też dzisiaj, Anglia, skąd pochodzi najwięcej informacji na ten temat. W średniowieczu galaretki pełniły szczególną rolę na stołach, gdyż zaczynały lub kończyły pochód dań stawianych na stół podczas obiadu. Były to desery popisowe, miały zaskakiwać, nawet dostarczać różnych informacji poprzez elementy symboliczne lub inskrypcje. W 1407 na stole biskupa Clifforda z Londynu znalazła się galaretka w kształcie zamku z fosą wypełnioną sosem custard, na żelowej budowli ustawiono postać diabła oraz doktora „divinity”, czyli postaci z honorowym stopniem akademickim. Doktor trzymał wstęgę z napisem „In Deo salutare meo”. U Henryka V znajdujemy jezioro z galaretki z charakterystycznymi dla jego uczt łabędziami.

Za czasów dynastii Tudorów, Henryk VIII wprowadził siedmiogodzinne uczty, co stanowiło ogromne pole do popisu dla ówczesnych kucharzy. Pojawiły się więc desery różnego rodzaju kształtów – rozbudowane zamki, zwierzęta, opisy, znaki. Podobno galaretki były tak piękne, jak tylko można sobie wyobrazić. W tym czasie trafiły też na stoły wyższej arystokracji, która spożywała je podczas ekskluzywnych i wystawnych uczt.

Po 1740 roku galaretki stały się jeszcze bardziej popularne – pojawiły się u szlachty i klasy wyższej, a nawet zagościły na prowincji. Pojawiła się moda na serwowanie deserków w szklanych pucharkach bądź miseczkach z chińskiej porcelany. Szkło (georgian jellies glass) przybierało piękne kształty, było bajecznie szlifowane, pięknie zdobione, osadzane na pięknych nóżkach. Układano je na paterach, często piętrowych w formie piramid, ozdabiano roślinami, elementami symbolicznymi. Jednym z ważnych czynników, które miały zachwycać gości, było ustawienie deseru tak, by można go było podświetlić. Efektownie uwypuklało ono magiczne kolory galaretki, transparentność, oraz efekty żłobień na szkle.

W epoce wiktoriańskiej zaczęto produkować na większą skalę kamionkowe oraz znacznie lepsze, miedziane formy do galaretek. Najlepszym przykładem są tzw. macedoine jelly. Galaretki robiło się w stożkowatej formie z miedzianą wkładką i deser przybierał postać bajecznej piramidy owoców, pokrytej grubą warstwą glazury. Popularne były też Belgrave mould- sześciokolumnowe zameczki wypełnione spiralami z bitej śmietany – w trakcie jedzenia śmietana rozpływała się na talerzu dając fantastyczne doznania smakowe. Pojawiły się też galaretki w kształcie wież kościelnych czy obelisków. Firma Neale w 1790 wypuściła na rynek ceramiczne formy (core mould jelly) ze sterczyną umieszczaną w środku deseru, pomalowaną w różnorakie kolorowe kwiaty. Wiktoriańskie galarety miały to do siebie, że ich celem było wywoływanie przeróżnych emocji zarówno poprzez stożkowate kształty, piękne kolory, jak i ruchliwą konsystencję. Warto zobaczyć dość kontrowersyjny youtube’owy filmik „Heston’s Victorian Feast”, by zrozumieć wiktoriański klimat, w jakim urządzano zabawy z galaretką w roli głównej.

Prezentowane w muzeum foremki mają dwudziestowieczny rodowód. Niestety zaczęto już wtedy wystrzegać się nadmiernej ozdobności, stąd kształty foremek stawały o wiele prostsze.

Pierwsza z prezentowanych foremek ma kształt melona. W Anglii, w XIX wieku, używano takich do robienia zabielanej galaretki zwanej flummery, czy też blancmange. Galaretkę przyozdabiano liśćmi i gałązkami, aby przypominał tytułowy owoc. W dwudziestym wieku była to jedna z najpopularniejszych foremek do galaretki.

Dwie kolejne foremki z wyżłobionymi kształtami kwiatka i ważki również nadawały najefektowniejsze kształty deserowi, kiedy w wytłoczony wzór wylewano kolorową zabielaną masą a resztę uzupełniano zwykłą transparentną galaretką. Tak przedstawiano też słynne wiktoriańskie lwy.

Na zakończenie warto dodać, że na szczęście tradycja tworzenia pięknych obiektów z galarety jeszcze nie do końca zanikła. W kilku krajach hiszpańskojęzycznych robienie galaretki zaliczane jest nawet do sztuki ludowej i do dnia dzisiejszego można zobaczyć, jak piękne rzeczy są nadal tworzone pod nazwą „gelatina artistica” .

Wioleta Rudzka, MAH

Skip to content