Zdjęcie: Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu
Pranie piorunem
(Historia jednego przedmiotu cz. 89)
Wspólnie z Elbląską Gazetą Internetową portEl.pl publikowaliśmy cykl artykułów pt. „Historia jednego przedmiotu”, prezentowaliśmy w nich nasze najciekawsze eksponaty i opisywaliśmy ich historię.
Dziś o piorunie do prania.
O ile dzwony do prania, o których poprzednio pisałam, dosyć rzadko występują w naszych skansenach, to przedstawione poniżej urządzenie stanowi zupełny unikat i można znaleźć je tylko w nielicznych niemieckich muzeach. Choć bardziej przypomina młot pneumatyczny lub dużą strzykawkę, to jednak nim właśnie starano się niegdyś doprowadzać brudne ubrania do ładu. Muzealny egzemplarz jest darem od Pana Bronisława Łapczyńskiego.
W języku niemieckim urządzenie znane jest pod kilkoma nazwami. Pierwsza to Wäschestampfer – tłuczek/ubijak do prania. Jest to najbardziej ogólna nazwa i określa się nią wszystkie „dzwonopodobne” urządzenia piorące. Nazwą zamienną jest Wäscheglocke, czyli po prostu dzwon. Kolejna nazwa – Waschteufel , czyli diabeł do prania – jest jedną z nazw gwarowych używanych przykładowo na mazurach. Jednakże nazwą, która najbardziej przylgnęła do naszego urządzenia, jest Waschblitz, czyli tytułowy piorun i rzeczywiście kształtem nawiązuje do tego określenia. „Wasch Blitz” to też nazwa firmy, która postarała o nadanie urządzeniu wzoru użytkowego. Nazwa się przyjęła, choć nie można przesądzić, że pierwowzór urządzenia o takim wyglądzie i działaniu powstał w tej firmie, niewiele bowiem możemy powiedzieć o tym, kiedy dokładnie się pojawiły.
Muzealny egzemplarz wyprodukowano prawdopodobnie w okresie międzywojennym. Składa się z czterech lejkowatych pierścieni skierowanych ku dołowi. Ich średnice są różne. Zwężają się zarówno ku górze jak i ku dołowi. Ostatni, piąty pierścień, jest rodzajem spłaszczonego pojemniczka na wodę i powietrze, który posiada 6 otworów. Całość osadzona jest na trzonku z uchwytami. Kluczowym elementem w pralce jest metalowa rurka (tulejka) osadzona na sprężynie w środku całego mechanizmu. Jest ona wyposażona w otwory przy samym dole, co umożliwia przepływ wody i powietrza, oraz jest elementem, który stabilizuje pionowy ruch dzwonu. Pierścienie natomiast miały za zadanie napowietrzać wodę, czyli po prostu robić bąbelki.
Urządzenie najwyraźniej niezbyt się przyjęło, bo rzeczywiście było mniej skuteczne niż tradycyjne dzwony. Niemniej jednak pomysł prania samym powietrzem miał jeszcze swoich kontynuatorów. Stworzono dzwon, który wyglądał jak zwykły lejek z bardzo długą rurką w kształcie trzonka. Na końcu, u samej góry, umieszczano okrągły pojemnik w kształcie puszki i poprzez dociskanie go, wdmuchiwano do wody sporą ilość powietrza. W latach 50-tych firma Taifun, a w 60-tych, Express-Star, wypuściły na rynek dzwony elektryczne mające wpompowywać powietrze do balii. Według producentów pranie miało zajmować kilka minut, czyli prało się „piorunem”. Do dnia dzisiejszego w niektórych niemieckich domach stosuje się Taifuna do prania ciężkich tkanin, które można włożyć do wanny; nadal świetnie sprawdzają się przy chodniczkach czy dywanikach.
Wioleta Rudzka, MAH