Zdjęcie: Magiel wyprodukowany w berlińskiej Drehrollen Fabrik braci Muller (fot. MAH)
To był bardzo dobry magiel
(Historia jednego przedmiotu cz. 91)
Wspólnie z Elbląską Gazetą Internetową portEl.pl publikowaliśmy cykl artykułów pt. „Historia jednego przedmiotu”, prezentowaliśmy w nich nasze najciekawsze eksponaty i opisywaliśmy ich historię.
Dziś o maglu.
Muzealny magiel został przekazany w darze przez Zarząd Budynków Komunalnych w Elblągu. Zmontowano go na początku XX wieku. Znajdował się w osobnym, naziemnym, rozebranym już budynku przy ulicy Browarnej, naprzeciw stacji Elbląg Zdrój. Bacząc na trud, z jakim pracownicy muzealni wydobyli go ze środka, można mniemać, że było to pierwotne miejsce jego ustawienia. Najprawdopodobniej funkcjonował jako punkt maglowania, gdzie właściciel bądź zarządca pobierał opłaty za usługi bądź użytkowanie.
W realiach niemieckich magle skrzyniowe pojawiły się w XIX wieku, jako element wyposażenia zakładów przemysłowych albo znajdowały się w rękach prywatnych na potrzeby zbiorowego konsumenta. Do 1900 roku raczej nie praktykowano wyposażania osiedli pracowniczych w tego typu urządzenia, dopiero po tym czasie stało się to praktyką powszechną. Taki „kamieniczny” magiel, który służył całej wspólnocie mieszkańców, mogliśmy ostatnio oglądać w jednej z piwnic w budynku przy ulicy Krzyżanowskiego. Korzystanie z maszyny najprawdopodobniej było darmowe, choć z pewnością obowiązywał użytkowników grafik czy też konieczność konserwacji.
Opisywany magiel wyprodukowany został w berlińskiej Drehrollen Fabrik braci Muller, mieszczącej się przy Wassermannstrasse 25/26 w Berlinie i faktycznie był on bardzo dobrej jakości.
W 1896 roku w jednej z niemieckich gazet niejaki C. Muller zamieścił ogłoszenie reklamujące fabrykę Carla Plaena powstałą w 1832 roku. Znajdowała się tam informacja sprzętach wyrabianych w zakładzie, między innymi maglowych skrzyniach. Był też adres- Wassermannstrasse 27 Berlin, czyli była to kamienica sąsiadująca z miejscem, gdzie powstała nasza maszyna. Była też informacja o tym, że aktualnym właścicielem jest wspomniany Muller. Tego typu ogłoszenia zamieszczano w tym celu, żeby sprzedać produkt pod dobrą marką, którą najwyraźniej było nazwisko Plaena. Na rynku antyków niemieckich można czasami spotkać się z emaliowanymi tabliczkami z lat 20/30 reklamującymi Firmę braci Muller robiącą magle i na każdej z nich jest informacja, że wcześniej była to firma Carla Plaena. Marka ta musiała więc być na tyle rzetelna, że nawet po kilkudziesięciu latach funkcjonowania fabryki, nadal zamieszczano tam informacje o wcześniejszym właścicielu.
Magle składały się z dość ciężkiego szkieletu utrzymującego przesuwaną skrzynię. Waga całej konstrukcji zaczynała się od 100 kilogramów. Skrzynię obciążano kamieniami, piaskiem lub ołowiem, których waga wahała się między 500 a 1000 kg. Szkielet musiał naprawdę być solidnie skonstruowany. Istniały różne rodzaje magli obciążanych skrzynią w zależności od potrzeb. Przemysłowe były napędzane końmi, wodą za pośrednictwem kół młyńskich (kilka magli na koła młyńskie znajdowało się na Śląsku) czy też maszyną parową. Przydomowe natomiast napędzano ręcznie, a później elektrycznością. Użytkowniczki wspominają charakterystyczny furkot, który miał towarzyszyć maglowaniu.
Wałki były wkładane w miejsce specjalnie do tego wyznaczone i zaznaczone na maglu. Często wyposażano je w drewnianą osłonę, bo nie trudno było o wypadek, szczególnie jeśli kręciły się tam też dzieci. Maksymalnie udawało się włożyć dwie rolki. Nacisk na wałki był ogromny, bezmyślnie wsadzone materiały z aplikacjami, zamkami bądź guzikami ulegały zniszczeniu, nie mówiąc o tym, że same te elementy kruszyły się, wyginały czy też darły bieliznę. Bielizny nie nawijano bezpośrednio na wałki, ale używano do tego kilkumetrowego zwoju materiału zwanego „Rolltuch”. Rozkładano je na ów ręcznik i nawijano na wałek. Wałek wkładano pod skrzynię, którą wprawiano w ruch a ręcznik z zawartością się zwijał i rozwijał na długość połowy magla. Według wspomnień użytkowników, wkładana odzież była wilgotna, a po wyschnięciu nabierała charakterystycznego połysku.
W późniejszych czasach, kiedy magle gniły w kamienicznych piwnicach, stawały się atrakcją dla dzieci, które wkładały pod wałki różne przedmioty- guziki, monety, blaszane żołnierzyki i obserwowały jak to wszystko się rozpłaszcza, snuły opowiadania o niemieckich skarbach ukrytych pod kamieniami. Mieszkańcy ze wspólnoty przy ulicy Krzyżanowskiego pamiętają, że największą frajdą dla dzieci było wchodzenie do skrzyni i kręcenie korbą by się nieco „przejechać”.
Obecnie zabytkowy magiel można zobaczyć w muzeum na wystawie „Twarze historii – historia w twarzach”.
Wioleta Rudzka, MAH